Jedną z najmroczniejszych wizji rzeczywistości, porzucającą moralne zasady postępowania jest wizja przedstawiona przez mistrza grozy Stephena Kinga w powieści „Wielki marsz”. W czasie lektury nie da się oprzeć wrażeniu, że przedstawiony weń świat jest alegoryczną wizją przyszłości, która czeka świat zaniedbujący wówczas wszelkie zasady moralne w imię dążenia do „wygranej”. Tak naprawdę nie wiadomo, czym w dobie kryzysu wartości chrześcijańskich i duchowych jest owa „wygrana” – ludzie pędzą najprawdopodobniej do tak zwanej arkadii, nie mając pojęcia, do czego dążą i gdzie zmierzają. Symbolem takich ludzi jest stu mężczyzn wyruszających w brutalny marsz, którego celem jest dojście do mety. Jednak do mety dojdzie tylko jeden uczestnik, a znajduje się ona tam, gdzie umrze przedostatni z nich. Czy w związku z tym uczestnicy będą kierować się jakimikolwiek szlachetnymi zasadami moralnymi oprócz chęci przetrwania? Oprócz pragnienia, by współtowarzyszący mu maszerujący padli jak najprędzej w objęcia śmierci? Taki obraz, brutalny, bardzo wyolbrzymiony, daje pretekst do rozmyślań nad współczesnym światem wartości. Postawienie więc człowieka, zwłaszcza w rzeczywistości XXI wieku, w sytuacji ekstremalnej daje nam wyobrażenie, przynajmniej szczątkowe, jego zachowań w przypadku, gdy chodzi o przetrwanie i swoje własne życie. Zatem moment włączenia się instynktu samozachowawczego jest jednocześnie momentem porzucenia własnych, szlachetnych wartości i prawd. Biorąc pod uwagę także to, że bohaterowie powieści Kinga podjęli decyzję o wzięciu udziału w marszu samodzielnie, można pokusić się o stwierdzenie, że współczesny świat i panująca w nim swoista „propaganda sukcesu” (wyrażenie dosyć niefortunne, ale w pełni oddające realia epoki społeczeństwa konsumpcyjnego) wymagają porzucenia owych wzniosłych idei.
Mistrz grozy porzuca złudzenia – „Wielki Marsz”
[Głosów:0 Średnia:0/5]