Są takie choroby, przez które każdy z nas musi przejść przynajmniej raz w życiu. Do nich właśnie należy między innymi ospa wietrzna. Moja córka zachorowała na nią w zeszłym roku i cieszę się, że mamy to już za sobą. Byłyśmy na obiedzie u mojej mamy, kiedy zauważyłam kilka małych krostek na jej szyi i plecach. Od razu domyśliłam, że to ospa wietrzna, bo ostatnio coraz więcej dzieci w przedszkolu na nią chorowało. Jest to choroba zakaźna, więc to, że moja Julita zachorowała było tylko kwestią czasu. Nie chcąc zarazić nikogo na obiedzie, postanowiłam, że od razu zabiorę małą do lekarza i potem do domu. Co prawda podobno choruje się na nią tylko raz w życiu, ale wolałam nie ryzykować, bo były tam osoby starsze, które słabo znoszą jakiekolwiek choroby. Tak więc zabrałam Julitę do lekarza, który potwierdził moje podejrzenia. To była bez wątpienia ospa wietrzna. Dermatolog przepisał jej maść, którą miałam smarować jej krostki dwa razy dziennie. Po drodze do domu podjechałam pod aptekę, żeby kupić potrzebne leki. Kiedy dotarłam w końcu do domu, wytłumaczyłam Julicie, że nie może się drapać, chociaż bez wątpienia będzie ją swędziało całe ciało. Powiedziałam jej, że zostaną jej potem brzydkie blizny i, że będzie miała rany, które będą się babrać. Wydawało mi się, że zrozumiała, więc przeszłam do smarowania jej maścią. Poprosiłam ją najpierw, żeby się umyła, bo na opakowaniu napisali, że należy nakładać lek na czystą skórę. Julita wzięła prysznic i przyszła do mnie, żebym posmarowała jej plecy maścią. Kiedy to zrobiłam, dziewczynka ubrała piżamę i poszła oglądać bajki w telewizji. Wydaje mi się, że była całkiem zadowolona z tego obrotu spraw, bo teraz nie musiała iść do szkoły przez co najmniej tydzień, a może nawet dwa. Potem codziennie smarowałam ją maścią, aż do momentu, aż ospa wietrzna zniknęła. Poszło to wszystko w miarę sprawnie i w sumie to cieszę się, że moja Julita odchorowała to już jako dziecko, bo później byłoby to znacznie bardziej męczące i mogłoby mieć gorsze objawy.
Ospa wietrzna
[Głosów:0 Średnia:0/5]